Uwaga ten tekst nie spodoba się nikomu, kto żyje dniem dzisiejszym jakby był jego ostatnim, bierze los w swoje ręce, chwyta byka za rogi i goni spełniać marzenia. Teraz, już, natychmiast.
Ten dzień raczej nie będzie moim ostatnim. Przynajmniej mam taka nadzieję! Wielką nadzieję. Wstając rano z łóżka nie zaplanowałam nic wiecej niż kawę z tostami, reszta sama ułoży sie w całość. Troche igram z losem. Jednak to mój świadomy wybór. Bo wierzę, że ścieżki naszego życia wiodą dokładnie tam gdzie znaleźć sie mamy.
Wierzę, że marzenia, które rodzą sie w naszym umysłach nie pojawiają sie tam bez powodu. Dlatego marzę, dużo, namiętnie, bez przerwy. Pierwszym postem, jaki napisałam na tym blogu był tekst o marzeniach. O tym, że nie warto się oszczędzać w fantazjowaniu, że to nic złego. Wiele razy słyszałam tekst:
Lepiej zejdź na ziemię!
Zapytano mnie milion razy, co robię by swoje marzenia spełnić. Dlaczego nie mam drugiego etatu, żeby zarobić więcej pieniędzy, by móc polecieć do Nowego Jorku. Skoro chcę pisać książki powinnam skończyc literaturę i czytać klasyków. Przede wszystkim jednak powinnam urodzić dziecko i zająć się życiem, bo marzenia i tak się nie spełniają. Kto powiedział, że muszą ?
Do niedawna myślałam, że coś ze mną nie tak. Chodzenie z głową w chmurach nie jest mile widziane wśród przedsiębiorczych trzydziestolatków. Dodam, że sie ugięłam i co nieco z szarej rzeczywistosci do swojego życia wplotłam: mieszkanie na kredyt, praca na etatcie, mąż (przepraszam cię, że pojawiłeś sie w tak doborowym towarzystwie). Nie przeszkadza mi to jednak w spędzaniu cudownych wieczorów sama ze sobą, kiedy moim towarzyszem jest wciagająca książka lub porywający film. Dodam to tego muzykę i jestem w siódmym niebie. Pomimo ogromu marzeń, pragnień i fantazji potrafię cieszyc się chwilą. Nie muszę łapać dni na siłę, moge sie nimi delektować. Najważniejsze, że mam ogromne podkłady nadzieji na jutro. Wierzę, że może być lepsze, piękniejsze i szczęśliwsze.
Nie dajcie sobie wmówić, że nie warto tracić czasu na marzenia. Nie wierzcie hasłom chwytaj dzień, bo może okazać się, że chwytać nie ma co. Co potem?
Moja przyjaciołka opowiedziała mi ostatnio historię ekspedientki z supermarketu z tatuażem na nadgarstu. Głosił on CARPE DIEM ... Serio? Skupicie się na tym co robicie dobrze, wypełniajcie obowiazki wobec narodu i rodziny. Bądzcie dobrymi ludzmi i nie zapomniajcie w tej szarej ponurej rzeczywistości trochę pomarzyć. Bez presji!
To wyobraźnia wyróżnia, przełamuje pospolitość, powtarzalność, jednolitość". Dzięki wyobraźni jednakowe rzeczy są różne.
"Chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie dowie, jaką nam przyszłość zgotują bogowie..." Wierzę, że są dni dobre i złe. Od tych drugich nie uciekniemy, nawet jesli schowamy się na małej tropilaknej wyspie z przyrzeczeniem wstawania po 10 i piciem kolorowych drinków do końca naszych dni. Kiedyś i tak dopadnie nas kac. Dla mnie haslo Carpe diem, znaczy tyle co nic. Cieszę się dniem dzisiejszym, ale marzę o jutrze! Życie przeciw naszej nadzieji wystawia potężne działa. Wierzę, że marzyciele mają silną broń i potrafią wygrać życie. Wiele razy myślałam, że to już, że wiecej od życia nie chcę. Nadzieje wracała, wraz z nia nowe marzenia, pomysły radości. Dzień znów stawał się jasniejszy. Pamietajcie o tym! Jeśli tatuaż pomoże, to czemu nie ;)
ach jak ja lubię Ciebie czytać...albo to Ty po prostu czytasz w moich myślach ;)
OdpowiedzUsuń